Wspomnienia Ani 12222 i Pawła 12222a
CHINY
Właśnie wróciliśmy z Pawłem z Chin i postanowiliśmy podzielić się z
przyjaciółmi wrażeniami. Pozwoliliśmy sobie przesłać opis naszej trasy :)Zastanawiamy się nad spisaniem praktycznych rad i
umieszczeniem ich na jakiejś podróżniczej stronie, ale na razie nikomu nie
chce się za to zabrać. Pozdrawiamy serdecznie!
PEKIN
Zaczęliśmy od stolicy. Przylecieliśmy o 6 rano (różnica czasu:6 godzin do przodu w Chinach) i w drodze z lotniska
widzieliśmy ćwiczących w parku tai chi.Od razu po
zabukowaniu w schronisku poszliśmy na słynny największy na świecie Plac Bramy
Niebiańskiego Spokoju(Tiananmen Guangchang),gdzie znajduje się mauzoleum i wielkie zdjęcie przywódcy
Mao, i na którym to placu zmasakrowano politycznych przeciwników
władzy...Pierwsze wrażenie, to tak dużo ludzi naraz,że nigdy tylu nie widzieliśmy. Sądziliśmy
początkowo, że załapaliśmy się na jakąś demonstrację, bo masa ludzi chodziła
w kółko, ubrani byli w takie same czapeczki i na dodatek coś mówili przez
megafon. Po jakimś czasie okazało się jednak, że to kolejki do grobu Mao!
Podążyliśmy więc w stronę Zakazanego Miasta(siedziby cesarzy z dynastii Ming i Qing),do
którego przez 500 lat nie mogli wchodzić zwykli Chińczycy, zresztą nie
wiedzieli o jego istnieniu. Zwiedzanie nie należy do najprzyjemniejszych, bo
wszędzie są przelewające się masy ludzkie i nie myślę tu o turystach, ale o
CHIŃCZYKACH. szybko zaczęli mnie denerwować, bo byli
tak ciekawi turystów, że nie mieliśmy chwili spokoju od ludzkich spojrzeń, a
co zabawniejsze, zatrzymywali nas i prosili o zrobienie sobie z nami zdjęcia!
Szczególnie mi dawano do potrzymania chińskie niemowlęta i nieco starsze
dzieci:)Tak oto Chińczycy robili sobie fotki z
białymi \"znajomymi\".
Następnego dnia oczywiście pojechaliśmy pochodzić po Wielkim Murze i to było
super!(wybraliśmy mniej turystyczne miejsce w Mutianyu).Wjeżdża się kolejką, a potem idzie się 2,4 lub
6 km(my oczywiście szliśmy 6).Co chwile są fortece, w których można odpocząć
w cieniu, bo temperatury tam panujące +duża wilgotność powietrza sprawiają,
że człowiek się poci OGROMNIE. Czułam jak paruję
całą powierzchnią ciała! Pawłowi pootwierały się pory. Coś jak sauna non
stop. Nie można było się nawet oblizać, bo całe twarze mieliśmy słone od
potu! W fortecach spotkaliśmy takie dziwne kozy z krętymi rogami i osiołka.
Zjazd z Muru był najprzyjemniejszy ze względu na ciekawy środek lokomocji,
ale nie wiem jak to się nazywa:taka
metalowa ślizgawka, do tego dają samochodzik i się kieruje(coś takiego jest
na Gubałówce, ale tu dużo dłuższe:1,6km i kręte).Na Murze spotkaliśmy
prawnika z Niemiec, który ma kancelarię w Poznaniu i był kiedyś żonaty z Polką,no i oczywiście zachwycał
się słowiańską urodą (także moją.Wziął nas
samochodem na dodatkową wycieczkę (miał swojego chińskiego taksówkarza i
klimatyzację do grobowców
dynastii Ming i do Drogi Kamiennych Postaci(tzw.
Święta Droga)- cała w wyrzeźbionych zwierzętach,
które najpierw stoją, a za chwilę klęczą niby przed cesarzem. Po powrocie
przeszliśmy się po hutongach- najstarszej części
Pekinu. Wszystko już wyburzają i około za rok starego Pekinu nie będzie już
można zobaczyć
Postanowiliśmy samodzielnie kupić bilet kolejowy do Luoyang. To zadanie ma
swój heroiczny wydźwięk, ponieważ NIKT na chińskich dworcach nie mówi po
angielsku, NIGDZIE nie ma informacji w języku angielskim, NIGDZIE na
tablicach odjazdów nie są transkrybowane nazwy miejscowości, a więc z
rozkładu jazdy rozumieliśmy tylko godzinę i datę oraz dziwny numer (jak się
okazało później był to numer pociągu).Wzięliśmy słownik, ja użyłam swych
zdolności plastycznych i naszkicowałam po chińsku nazwę miasta i prośbę o
jedną z najtańszych klas i ...kupiliśmy bilety!(schroniska biorą około 40zł prowizji za takie
pośrednictwo, a około 50zł kosztuje bilet).Nie tylko z powodów językowych
kupić bilet jest trudno. O wiele trudniej jest się przebić przez masę ,powódź Chińczyków, którzy o każdej porze dnia i nocy
oblegają kasy i kłóci się ,krzyczą, wrzeszczą ,robią scenki. Można się poczuć
jak w teatrze dramatycznym...Poza tym bilety są błyskawicznie rozprzedawane
(można kupić je najwcześniej na 4dni przed
odjazdem, ale czasem już po godzinie nie ma miejsc!). Każda kasa służy do
zakupu innych biletów i często okazuje się już przy okienku, że należy stanąć
w innej kolejce, bo oczywiście nie zrozumieliśmy hieroglifów nad okienkiem,
jak pytaliśmy Chińczyków, pokazując im bardzo wymownie nazwę miasta i napis
nad kasą ,to kiwali ,że ok. W ogóle nic nie kapują,
są tak mało rozgarnięci, że szkoda gadać. Nie kapują po angielsku, nie
rozumieją migowego, a jak podsuwaliśmy im chińskie słowa, to okazywało się, że ...nie potrafią czytać!!!(w
Chinach jest 100.000 analfabetów).W podróży w każdej
chwili znajduje się około 10mln Chińczyków .Kraj
liczy miliard trzysta tysięcy ludzi, a granica błędu statystycznego
wynosi...40mln (tyle, co jest Polaków).No więc udało się: kupiliśmy bilet i nie stratowali nas,
nie okradli. Do czasu...
Następnego dnia pojechaliśmy zwiedzić Pałac Letni w Pekinie (coś jak Łazienki
w Warszawie),piękny ogród, piękne jeziorko.
Wzięliśmy motorówkę i opłynęliśmy wspaniałe budowle. Wróciliśmy się wykąpać w
hostelu i wieczorem mieliśmy pociąg. Przybyliśmy godzinę wcześniej
na
dworzec (to niezbędne minimum, bo najpierw prześwietlają bagaż, potem
wpuszczają ludzi do poczekalni, w której na kilka godzin przed odjazdem
pociągu już koczują pod bramkami, przez które potem wpuszczają ludzi, a
właściwie bydło ludzkie na peron. Potem wszyscy biegną do pociągu, tratując
po drodze wszystko, co żywe i rzucają się na miejsca(miejscówki są, ale na
bagaże często brakuje już miejsc, bo co oni tam wożą
!!!-jakieś wory, kartony, BOŻE ŚWIĘTY!).
Na dworcu jednak okazało się, że odjazd
mamy nie z dworca głównego, ale z dworca wschodniego(największego dworca
kolejowego Azji).Szlag nas mało nie trafił, bo już było za
późno, by tam dojechać, poza tym powiedziała
nam o tym pani ta sama, która dzień wcześniej kiwała głową
,że pociąg mamy stąd. NAPRAWDĘ NIC NIE KAPUJĄ!!! Znalazł się jakiś
Chinol (za chwilę
się wyjaśni dlaczego nazywam człowieka w
sposób obraźliwy),który rzekomo chciał nam pomóc,
przybić pieczątkę i zamienić bilet. Poszedł z Pawłem do kas, niby to pomagał,
a potem...uciekł z naszymi biletami!!!! Szlag nas
trafił tym razem naprawdę, bo była 22.00 i nie
mieliśmy noclegu.
W schronisku już nie było miejsc więc
poszliśmy do luksusowego hotelu, gdzie okazało się, że hotele są bardzo tanie
(około20-25zł na osobę),więc do końca podróży już
sypialiśmy
luksusowo, poza Hongkongiem, gdzie jest drogo, jako, że do
1997r.pozostawał kolonią
brytyjską.
Następnej nocy dojechaliśmy do Luoyang. Podróż pociągiem to temat na osobną
książkę.
Po pierwsze po drodze zobaczyliśmy jak żyją
Chińczycy- slumsy, lepianki, bardzo smutne widoki. Po drugie-mieliśmy okazję
zaobserwować chińskie obyczaje ,tzn. plucie
(Chińczycy wciąż plują na podłogę, na ulicę, wszędzie, co niby oczyszcza
płuca, bo zanieczyszczenie środowiska jest tam największe na świecie, ale
wygląda niestety nie),rzucanie wszystkiego na podłogę: resztki
jedzenia, opakowania, łupinki od słonecznika lądują pod
stołem nawet w luksusowych restauracjach, co osobiście zaobserwowaliśmy.),chłop, który obok nas siedział drapał się
okropnie w głowę i wydłubywał sobie to, co wydrapał zza
paznokci, smarkali na podłogę,
a potem tam się kładli i spali.
LUOYANG
Pojechaliśmy zwiedzić Groty Luoyang, gdzie między V a XIII w.w ponad 2000 jaskiń i
nisz wykuto tysiące posągów Buddy.
X\'IAN
Tu zwiedziliśmy Chiński symbol Armię Terakotową- tysiące posągów rycerzy z
terakoty, zbudowanych w IIIw.p.n.e.,
którzy mieli strzec grobowca pierwszego cesarza
Chin-Qin-Shihuangdi. Niesamowite !!!
Potem Pagoda Dzikich Gęsi z VIIw.
LONGSHENG
Tu zobaczyliśmy Tarasy Ryżowe Smoczego Grzbietu pięknie położone w górach.
GUILIN, YANGSHUO
Spływ po rzece Li, wśród bajecznie powykrzywianych skał, wapiennych wzgórz,
których szczyty odbijają się w wodzie. Bazar w Yangshuo
to rozkosz !!! Można tu kupić tak udziwnione rzeczy,
że można zwariować (np. posągi buddy, ciekawe maski,
nalewkę z węża z takimż uwięzionym
w
środku!)Na dodatek jest tanio.
Wypożyczyliśmy tandem i pojechaliśmy do jaskini, która jest pierwsza
fascynującą naprawdę jaskinią ,jaką w życiu widziałam
! Wpływało się do niej łodzią,w
środku szło się brodząc w rzece, nad nami stalaktyty, bardzo wysoka ,latają
nietoperze, w środku zjeżdżalnia i możliwość kąpieli błotnej!!!
CHENGDU,LESHAN
Tu zwiedziliśmy Instytut Hodowli Pandy Wielkiej i oglądaliśmy z bliska życie
tych niesfornych misiokotów (jak na pandy mówią
Chińczycy, jako, że biolodzy nie wiedzą jeszcze, ze względu na ich ogon, czy
panda jest z rodziny misiów czy kotów).Pandy zjadają codziennie 20kg bambusa,
ale tylko niektóre gatunki. Jeśli da im się inny rodzaj,
umrą z głodu, ale go nie tkną.
W Leshan jest największy posąg Buddy na świecie.
Wyrzeźbiony w skale plecami opiera się o górę Lingyun,
zaś twarzą zwrócony jest w stronę zlewiska dwóch rzek :Dadu i Min. Budowę rozpoczęto w 713r,a skończono
po 90latach.
WYSPA HAJNAN
To na południu Chin, tzw. Chińskie Hawaje. Prawdziwa tropikalna wyspa. W
dawnych czasach była wyspą wygnańców. Według ówczesnych radarów leżała na
końcu świata. Stąd już blisko do Wietnamu. Morze Południowo chińskie jest ciepłe,
turkusowe, pełne wysepek ,rozlewające się przy
czystych plażach usianych kokosowymi palmami: serwowany tu napój, za 1 złoty
to kokos z lodówki, przecina się mu w sklepie tasakiem czubek, wkłada słomkę
i pije mleczko bezpośrednio
z
wnętrza! Tu, w Sanyi, gdzie spaliśmy odbywały się 2
razy wybory Miss Świata.
Stąd też wybraliśmy się na Wyspę Małp, gdzie dziko żyją makaki, które wyrwały
nam paczkę chipsów, a potem się ganiały po drzewach i wyrywały je sobie.
Jedna z małpek, zachęcona orzeszkiem, weszła mi na głowę i całkiem zgrabnie
pozowała do zdjęcia.
Stamtąd pojechaliśmy do Hongkongu autobusem (znów były jakieś przeboje, bo
autokar nas nie wziął, potem dzwonili po niego i się wracał - chyba znów
mieliśmy bilet z innego dworca).
Przy wjeździe do tego miasta, władze
uważają ,że opuszcza się granice Chin i wiza traci
ważność. Miasto przebogate, wszystkie wstępy za darmo, parki, wszystko...nie chińskie .Lewostronny ruch, schody ruchome kilometrowe ,którymi można dojechać w wiele miejsc, jedyny taki środek
lokomocji na świecie i tak dalej. Nie mam już siły pisać
Właśnie kończymy album ze zdjęciami i pozdrawiamy!!!
Zdjęcia w - Galerie rodzinne
|